środa, 31 grudnia 2014

Rozdział VI

-Hej-powiedziała zamykając drzwi.Wróciła właśnie ze spaceru z Alexem.
-Hej.I jak tam?
-Co jak tam?
-No fajnie było?
-Tak,tak.Było cudownie.Alex jest taki cudowny.Jest po prostu idealny.Nie ma takiego chłopaka jak on.
-To fajnie-powiedział ze sztucznym uśmiechem zaciskając pięści.
-Nie masz nic przeciwko, że przyjdzie dziś na kolacje?
-Nie,nie.
-Uff, bałam się że się nie zgodzisz.
-A co ja mam tutaj do gadania?
-W sumie to nic, ale jednak musiałam spytać.-A ty nie masz dziewczyny?-zapytała wieszając płaszcz.
-Ni,mam-skłamał.
-To może zaproś ją dziś na kolację?
-Okej.
-Genialnie.
-Genialnie-odpowiedział.-Teraz muszę tylko znaleźć dziewczynę-szepnął.
-Mówiłeś coś?
-Nie,nie.
-Okej, to ja idę do sklepu kupić jakiegoś kurczaka czy coś.
-Może ja pójdę?
-Naprawdę zrobiłbyś to?
-Jasne-powiedział.
-No to ja przygotuję listę zakupów.

-Do widzenia-powiedział wychodząc z supermarketu.Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wybrał numer do swojej byłej.
-Hej, mam do ciebie sprawę.
-Tak?
-Nie chciałabyś przyjść do mnie na kolację?
-No pewnie.Kiedy i gdzie?
-Dziś wieczorem,adres wyślę ci smsem okej?
-Okej.
-Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Szatyn przetarł czoło.Bał się, że nie zgodzi się.Przecież wtedy wyszedłby na idiotę przed Violettą.Ruszył do mieszkania z zakupami, na które czekała brązowooka dziewczyna, w której jest szalenie zakochany.

-Okej to ja idę się przebrać, a ty pilnuj kurczaka-powiedziała szatynka.
-Okej-odpowiedział i usiadł na krześle.Dlaczego ona tego nie widzi?!Czemu nie widzi, że on ją kocha?!Przecież to takie oczywiste.Dźwięk dzwonku do drzwi rozległ się po całym mieszkaniu.Szatyn podniósł się i ruszył otworzyć drzwi.
-Hej, ja do Violetty-powiedział Alex.
-Wiem-odpowiedział szorstko szatyn szerzej otwierając drzwi.-Jest na górze, przebiera się-oznajmił i z powrotem ruszył do kuchni, gdzie miał pilnować kolacji.Ku jego zdziwieniu Alex szedł za nim.
-Więc ten.Ty jesteś bratem Violetty?-przerwał niezręczną ciszę Alex.
-Bratem?-zdziwił się zielonooki.
-Violetta mówiła, że jesteś jej bratem-wyjaśnił.
-No tak racja.Przepraszam jestem taki rozkojarzony-powiedział Leon mocniej zaciskając pięści,Jak mogła powiedzieć, że jest jej bratem?!Myślał, że traktowała Alexa poważnie, a przecież wtedy nie powinna kłamać.Kiedy nareszcie wyciągnął kurczaka znów usłyszał dzwonek do drzwi.Wiedział, że to jego ''dziewczyna''.
-Hej kotek-powiedziała całując go w policzek.Chłopak zdziwił się.Przecież nie wrócili do siebie.Z resztą było mu to na rękę.
-Hej-odpowiedział.Lucy weszła do środka i ściągnęła płaszcz.
-Cześć jestem Alex-powiedział chłopak wyciągając rękę do dziewczyny.
-Lucy,miło mi-powiedziała.
-Już jestem-powiedziała Violetta schodząc ze schodów.Wyglądała przepięknie.Włosy upięte w luźnego koka i czarna sukienka podkreślająca jej figurę.Do tego czarne szpilki, co zdziwiło Leona.Nigdy jeszcze nie widział jej w szpilkach.Dźwięk komórki przerwał niezręczną ciszę.Violetta wzięła telefon,który znajdował się na blacie.Mina szatynki zmieniła się o 360 stopni kiedy spojrzała na wyświetlacz telefonu.Jej oczy zaszkliły się.Wyglądała tak jakby próbowała powstrzymać łzy.
-To co?Siadamy?-zapytała ocierając łzę, co udało się zobaczyć tylko Leonowi, ponieważ Alex rozmawiał właśnie z Lucy.

-Więc, ile masz lat Leon?-zapytał Alex biorąc kolejny kęs.
-Jestem o rok starszy od Vilu-powiedział, co zdziwiło szatynkę.Nigdy jeszcze nie powiedział do niej Vilu.
-Czyli dziewiętnaście?-zapytał, na co szatyn kiwnął głową.-Dlaczego nie jesz kurczaka?-zapytał szatynki.
-Nie lubi-odpowiedział za nią Leon.
-Lubi,lubi-powiedział Alex.
-Chyba znam ją trochę dłużej nie uważasz?W końcu trzy lata to nie są 3 tygodnie-palnął bez namysłu.
-Trzy lata?-zdziwił się chłopak.
-Tak, bo chodzi o to, że dopiero trzy lata temu odnaleźliśmy się-wybrnął.
-Nie mówiłaś mi o tym kochanie-powiedział odwracając się do niej.
-Tamten okres był najgorszym w moim życiu.Nie lubię o tym mówić-wyjaśniła.
-Rozumiem-odpowiedział Alex.-Masz cudowną siostrę Leon-dodał po czym pocałował ją w policzek.Szatyn zacisnął mocniej pięści.
-A ty Lucy?Czymś się interesujesz?-zapytał Alex.
-Nie-odpowiedziała próbując wziąć na widelec kawałek kurczaka.
-Naprawdę?
-Yhym
-Niczym?
-No przecież mówię, że nie.
-Od kiedy jesteście razem?-zapytał Leona.
-Od dziś-palnęła Lucy.
-Jak to od dziś?
-Chciała powiedzieć, że od 3 miesięcy-odpowiedział zielonooki.
-Nie,wcale n
-Lucy, może idź przypudrować nosek albo coś-przerwał jej Leon.
-Tak,masz rację.Zaraz wracam-powiedziała podnosząc się z krzesła.
-Wiesz, gdzie jest łazienka?-zapytał Alex.
-Tak.Byłam tu kiedyś jak jeszcze ze sobą nie zerwaliśmy.
-Zerwaliście ze sobą?-zapytał zdziwiony Alex.
-Tak, ale od 3 miesięcy znowu jesteśmy razem-skłamał.-A wy?Jak wam się układa?-zapytał Leon próbując zmienić temat.
-Cudownie.Jest po prostu wspaniale.Twoja siostra jest najcudowniejszą kobietą na ziemi.Jest nam ze sobą tak dobrze.Nigdy jeszcze nie czułem czegoś takiego-zakończył swój monolog.
-Mogłem nie pytać-mruknął pod nosem szatyn.
-Mówiłeś coś?
-Ja?Tak, mówiłem, że to świetnie, że moja siostra-podkreślił to słowo.-Znalazła tak świetnego faceta jak ty.Cieszę się z jej szczęścia-powiedział wymuszając uśmiech na koniec.Spojrzał na szatynkę.Tego wieczoru odezwała się tylko raz, nie wiedział o co jej chodzi.Dziewczyna spojrzała na niego jednak po chwili spuściła głowę tak jakby próbowała uniknąć jego spojrzenia.
Po chwili Lucy wróciła do stołu.Przez około dziesięć minut w pomieszczeniu panowała niezręczna cisza.
-Leon, jak myślisz to jest pomidor czy papryka?-zapytała Lucy wskazując widelcem na czerwone warzywo.Szatyn westchnął.Właśnie tego w niej nie lubił.Zadawała tak głupie pytania typu:Czy drzewa krążą w okół ziemi.
-Pomidor-powiedział po chwili.Pragnął, aby ta kolacja już się skończyła.Miał już serdecznie dość zakochanej pary.

Szatyn odetchnął kiedy skończył myć naczynia.Usiadł na kanapie obok szatynki.
-Możemy pogadać?-zapytała.Nie usłyszała jednak odpowiedzi.Szatyn był wpatrzony w ekran telewizora. 
-Leon proszę.
-Bratem?Naprawdę musiałaś powiedzieć, że jestem twoim bratem?!Dlaczego nie powiedziałaś prawdy?Dlaczego nie powiedziałaś mu,że jestem dupkiem, który gnębił cię przez trzy lata i nadal siedzi ci na głowie?Dlaczego nie powiedziałaś mu, że teraz zrozumiałem swój błąd i staram się go naprawić jak mogę, ale ty nie dajesz mi na to żadnych szans?!
-Przepraszam-powiedziała ocierając łzę.
-Nie ustąpię-powiedział po chwili.-Choćbyś miała tysiąc chłopaków ja nadal będę starał się,żebyś mi zaufała.Teraz, powiedz mi co to za wiadomość, którą dostałaś dziś wieczorem?
-Nic, po prostu...z resztą nieważne.
-Ważne.
-Nic Leon.To moja sprawa.Tylko moja-powiedziała.Kiedy znów dostała wiadomość, wstała i założyła płaszcz.
-Idziesz gdzieś?-zapytał zdziwiony.
-Tak.Alex poprosił,żebym przyszła do niego.Wrócę jutro-powiedziała.
-Odprowadzę cię-powiedział.
-Nie, przejdę się.Chcę pobyć chwilę sama-powiedziała otwierając drzwi.Zachowywała się tak dziwnie.Po około godzinie szatyn usłyszał dźwięk telefonu.Violetta musiała go zapomnieć-pomyślał biorąc go do ręki.Szatyn postanowił odebrać.
-Halo?
-Leon?
-Tak
-Jest może Violetta?
-Jak to?Przecież,przecież miała być u ciebie.
-U mnie?
-Tak, z resztą nieważne.
-Powiedz jej, że dzwoniłem okej?
-Powiem.
Nie rozumiał już nic.Postanowił sprawdzić wiadomości.Zauważył dwie od nieznanego numeru.Bez zastanowienia odczytał je.

20:24
Wiem, gdzie jesteś skarbie.Przede mną nigdy nie uciekniesz.

23:30
Jeśli chcesz, żeby twoja ciocia przeżyła, przyjdź na plażę do mojego domku.Obiecuję,że wtedy dam ci spokój.Masz 2 godziny.

Leon od razy zorientował się od kogo one są.Bez zastanowienia założył kurtkę i ruszył na plażę.Miał nadzieję, że nic jej się nie stało, i że zdąży za nim stanie się coś strasznego.
___________________________________________________________________________
Krótki i beznadziejny, ale jest :)
Dziś sylwester.
Bawcie się dobrze Aniołki.
Ps:Nie upijcie się za bardzo Piccolo.Słyszałam, że mocne cholerstwo :)
Miłego czytania i Szczęśliwego Nowego Roku Misie <3
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco <3





















sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział V

-Sory-powiedziała odruchowo gdy zderzyła się z kimś.
-To ja przepraszam-powiedział chłopak.-Alex jestem-powiedział wyciągając do szatynki rękę.Dziewczyna delikatnie uścisnęła ją.-Violetta-chłopak uśmiechnął się do niej na co ona zarumieniła się.-Może w ramach przeprosin mógłbym zaprosić cię na ciastko i kawę?
-Okej-powiedziała niepewnie.
-Dam ci swój numer telefonu i zdzwonimy się.
-Okej-znów powtórzyła jednak tym razem bardziej nieśmiało.Chłopak napisał jej swój numer telefonu.
-Do zobaczenia-powiedział i uśmiechnął się znów.
-Tak,do zobaczenia-odpowiedziała.
Jeszcze przez sekundy śledziła wzrokiem odchodzącego Alexa.Nie mogła uwierzyć w to, że umówiła się z nim na randkę.Gdy dotarła do szkoły zauważyła siedzącego na ławce z przyjaciółmi Leona.Chciała przejść obojętnie.Zawsze gdy przechodziła śmiał się z niej i obgadywał ją jednak tym razem zrobił coś czym była zupełnie zaskoczona.
-Violetta!-krzyknął i podbiegł do niej.Dziewczyna stała jak sparaliżowana.-Hej-powiedział do niej i posłał jej uroczy uśmiech.
-Hej-odpowiedziała chłodno.Postanowiła zachować dystans.
-Stało się coś?-zapytał zaniepokojony.
-Nie.
-Wię
-Spieszę się na lekcję-przerwała mu i ominęła go.
Ted-jego przyjaciel podszedł do niego i poklepał go po ramieniu.
-Czyżby Leon Verdas dostał kosza?-zapytał ze śmiechem.
-Odpieprz się!-syknął i również ruszył do sali, gdzie miały odbyć się zajęcia.


Przez całą lekcję cały czas spoglądał na szatynkę.Nie mógł się skupić na niczym innym.Dlaczego go tak potraktowała?!Przecież chce się z nią tylko zaprzyjaźnić.Nic więcej.Jej włosy są cudowne-pomyślał.Długie, złocisto-ciemnobrązowe.Ma takie piękne oczy.I ten uśmiech.Jezus Verdas ogarnij się!-pomyślał.O czym ty myślisz?!Nagle szatynka wyciągnęła telefon z kieszeni.Uśmiechnęła się gdy spojrzała na ekran telefonu.Co ją tak cieszy?!-pomyślał.Jej uśmiech, taki uroczy i słodki-dodał.
Spojrzał na nauczycielkę.Siedziała odwrócona do tablicy i piła kawę.Też używała telefonu.Nic więcej jej nie obchodziło.Dała przykłady potem zadania i tyle.Szatyn jednak nie zrobił ani jednego.Był zajęty.Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wybrał opcję Utwórz wiadomość.
Wybrał numer szatynki i zaczął pisać.
Leon:Dlaczego dziś mnie tak potraktowałaś.Zrobiłem coś nie tak?
Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi.Spojrzał na szatynkę akurat w tym momencie kiedy ona patrzyła na niego.Spuściła głowę ignorując spojrzenie chłopaka.
Leon:Nie chcesz rozmawiać okej.Zaczekam.
Tym razem nie odwrócił się do niej.Postanowił udawać, że jest mu to obojętne czy odpisze czy nie, czy spojrzy na niego czy jednak nie.Postanowił też, że będzie dla niej chłodny tak jak ona dla niego.
Chociaż zależało mu na niej.Nie wiedział co do niej czuje.Przyjaźń, a może coś więcej?Przez resztę lekcji siedział spoglądając w okno.


-To do zobaczenia-powiedziała kończąc rozmowę z Alexem.Umówiła się z nim na dziewiętnastą.Kawa i ciastko przemieniły się w kolację we dwoje.Dziewczyna przygotowywała się właśnie na pierwszą od kilku lat randkę.Ubrała czerwoną sukienkę i pomalowała usta mocno czerwoną szminką.Zadzwonił dzwonek do drzwi.Violetta zeszła po schodach i otworzyła drzwi.Stał w nich Alex.Był ubrany w koszulę i czarne, obcisłe spodnie.
-Hej-powiedziała witając się z nim.On delikatnie musnął jej rękę.Dziewczyna zaśmiała się.
-Wejdź-powiedziała.-Za chwilę będę gotowa.Rozgość się.Gdy chłopak zobaczył, że szatynka ubiera trampki podszedł do szafy z butami wyciągnął szpilki.
-Załóż je-powiedział.Założyła buty na obcasie chociaż tak strasznie ich nienawidziła.Wolałaby wygodne dla nóg trampki.
-Może zostaniemy tutaj i zjemy jakąś kolację?
Zaskoczył ją tym.Nawet bardzo, ale no cóż...
- Świetny pomysł-powiedziała szatynka.


Nie umiał.Nie umiał pogodzić się z tym, że cały czas odtrącała go.On nigdy czegoś takiego nie czuł.Nie czuł tego do żadnej dziewczyny.Już teraz wiedział co jej powiedzieć.Musiał jej to powiedzieć.Układał słowa jadąc do niej.
-Violetta,nie inaczej.Violetta-powiedział poważniejszym tonem.-Musimy porozmawiać.
-Muszę ci coś powiedzieć.Powiem to wprost.Kocham cię.Kocham cię Violetto Castillo.Kocham to jak śmiejesz się ze mnie.Twoje oczy,usta i twój uśmiech.Jesteś dla mnie wyjątkowa.Nie ma drugiej takiej.Czuję, że to ty, że to ty jesteś moją druga połówką.Razem dopełniamy się.Wiem, że skrzywdziłem cię wiele razy i chcę cię przeprosić za to.Byłem totalnym idiotom,kretynem i największym na świecie dupkiem, ale już teraz to wiem.I obiecuję, że każdego dnia będę starał się wynagrodzić ci to.Chociaż wiem, że to niemożliwe.Jesteś najcudowniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem.Tylko, daj mi szansę.
Właśnie podjechał pod dom, w którym znajdowała się dziewczyna.Natychmiast wysiadł z samochodu i ruszył do drzwi.Chciał zrobić jej niespodziankę więc sam otworzył drzwi.Wszedł.Cisza.Skradając się wszedł do salonu, gdzie ujrzał szatynkę, która siedziała okrakiem na jakimś facecie i całowali się.Poczuł się jakby dostał w twarz.Chciał wyjść niezauważalnie jednak z całego tego zamieszania wpadł w drzwi.Violetta i chłopak odskoczyli od siebie jak oparzeni.Gdy dziewczyna zobaczyła Verdasa zmroziła go wzrokiem.Pomyślał, że gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno by nie żył.
-Co ty tutaj robisz do cholery?!
-Tak wpadłem po drodze-powiedział próbując się wymigać.
-Kto to jest?-zapytał Alex.
-Nikt ważny. Właśnie wychodzi-oznajmiła Violetta nie spuszczając Leona z oczu.Chłopak zrozumiała aluzje, bo nawet głupi by ją zrozumiał.Wychodząc jeszcze raz spojrzał na szatynkę.W jej oczach zauważył złość,wściekłość, ale było coś jeszcze.Tym czymś był smutek.

-Przepraszam.Przerwał nam-powiedziała szatynka do wychodzącego Alexa.
-Nic się nie stało, to nie twoja wina.
-To cześć-powiedziała uśmiechając się.
-Cześć-odpowiedział po czym pocałował ją na pożegnanie.
Dziewczyna zamknęła drzwi na zamek i ruszyła do salonu.Po co tutaj przyszedł?!-zadawała sobie to pytanie.Gdyby nie wszedł w takim momencie, pewnie nie byłby smutny.Pewnie zraniło go to.Co ja mówię,dlaczego niby miałby być smutny?!Violetta dziewczyno weź się w garść.To jest Leon Verdas.Ten, którego nienawidzisz.Chociaż z drugiej strony,tyle już dla mnie zrobił, tylko po co?Dlaczego mi pomaga?Szatynka włączyła telewizję.Szedł właśnie jakiś film.Dwie dziewczyny rozmawiały.Violetta postanowiła wsłuchać się w rozmowę.
-Nie widzisz, że on cię kocha?!
Komedia romantyczna równa się nuda.Przełączyła,usłyszała następujące słowa:
-Kocha cię!Nie widzisz jak mu na tobie zależy?!
Znów zmieniła kanał.
-Gdyby mu nie zależało, to nie pomagał by ci.Nie jesteś dla niego kolejną przypadkową dziewczyną.
Kolejny.
-Jesteś dla niego wyjątkowa.On szaleje za tobą.Dlaczego tego nie widzisz?!
No bez kitu-pomyślała.Wyłączyła telewizor i wyszła z domu.Musiała ochłonąć.

Kolejny dzień.Sobota.Dzień wolny.Szatynka przeciągnęła się i podniosła się do pozycji siedzącej.Włożyła kapcie na stopy i ruszyła do łazienki, gdzie wzięła prysznic,ubrała się i ułożyła włosy.Nie zapomniała także o makijażu.Ciekawiło ją to, co u jej cioci.Richard jej nie szuka?Dziwne.Cieszyła się, że po tylu latach nareszcie mogła odetchnąć.Nie miała pojęcia dlaczego jej nie szukają, a może szukali, ale odpuścili?Postanowiła o tym nie myśleć.Usłyszała dzwonek do drzwi.Zbiegła na dół i otworzyła je.W drzwiach stał Leon z walizką.
-Czy ty mnie prześladujesz?!
-Nie, posłuchaj potrzebuję twojej pomocy.
-Czego chcesz?
-Moi rodzice wyjeżdżają w sprawy służbowe i nie pozwolili mi zostać w tak wielkim domu samemu.Moja mama kazała mi, żebym przeprowadził się na ten czas do domku cioci, tam gdzie rzekomo mieszka mój kolega.Ona nie wie, że to ty tutaj mieszkasz, bo nie powiedziałem jej.Zaczęła by wypytywać i w ogóle.-oznajmił.
-Żartujesz sobie ze mnie?!-zapytała szatynka.
-Nie.Mówię śmiertelnie poważnie.
-W ogóle po co wczoraj tutaj przyszedłeś.
-Chciałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku, w szkole byłaś jakaś taka dziwna.No, ale zobaczyłem, że świetnie się bawisz-palnął ironicznie na koniec.
-Tak świetnie się bawiłam, byłoby cudownie gdybyś wtedy tam nie wszedł!A poza tym co cię to obchodzi czy wszystko ze mną w porządku?!
Chłopak parsknął śmiechem.
-A mówią,że to faceci nigdy nie umieją się niczego domyślić.
-Wiesz co?!Siedź sobie w tym mieszkaniu, ale masz się do mnie nie zbliżać ani nie zaczynać kolejnej rozmowy.I bez komentarzy-powiedziała wchodząc do środka.Leon wszedł do domu i postawił walizkę obok szafy.
-Może jesteś głodna-zapytał szatyn podchodząc do lodówki.-Wiesz jestem niezły w te klocki.Z resztą nie tylko w te-dodał ze śmiechem.
Dziewczyna zmroziła go wzrokiem i poszła na górę.Leon zaśmiał się.Kochał to jak złościła się na niego.

Następny dzień.
Chłopak schodził właśnie po schodach.Szatynka spojrzała na niego.Z poczochranymi włosami i samych spodenkach wyglądał cholernie seksownie.
-O, nie wiedziałem, że już nie śpisz-powiedział przeczesując swoje włosy ręką.
-Nie, nie lubię spać do późna.
-Myślałem, że się do mnie nie odzywasz-powiedział.
-Przepraszam za wczoraj.Byłam  wkurzona.
-Spoko-powiedział podchodząc do lodówki.Wyciągnął z niej wodę.
-Nie zjesz śniadania?
-Nie jem śniadań-powiedział.
-Czemu?
-Po prostu.Nigdy ich nie jadłem.
-Nie rozumiem.
-Czego nie rozumiesz?
-Śniadanie to
-Tak wiem śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
-Więc dlaczego ich nie jesz?
-Nie lubię.
-Czemu?
-O czym my w ogóle rozmawiamy?-roześmiał się szatyn.Dziewczyna zaśmiała się.
-Lubię twój uśmiech-powiedział.Dziewczyna zarumieniła się.
-I to jak się rumienisz-dodał.
-Ej Verdas nie zapędzaj się-powiedziała znów uśmiechając się.-Wiesz co?Zrobię ci śniadanie, a ty będziesz musiał je zjeść-powiedziała i zaczęła przygotowywać posiłek.
Leon zaśmiał się.
-Pomóc ci?-zapytał podchodząc do niej.
-Nie.
-Okej-powiedział.-Jak sobie chcesz-dodał i ruszył do salonu.

_______________________________________________________________________________
Kolejny rozdział :D
Mam nadzieję, że spodoba się Wam.
Na Leonette będzie trzeba jeszcze trochę poczekać.
Pojawił się Alex.
Tak to ten sam, co w serialu.
Czy Wy też go nie lubicie?
Bo mnie wkurza na maksa.
Wtrąca się w nie swoje sprawy i udaje takiego pokrzywdzonego.
No to jeszcze raz życzę Wam miłego czytania! :D
Pozdrawiam <3
Tini Blanco<3




poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział IV

-Leoś, kotku-powiedziała uwodząco dziewczyna.-Co z tobą?Jesteś jakiś dziwny.
-Yyy posłuchaj Va,Re,Ca
-Vanessa-powiedziała widząc jego zakłopotanie.Nie była zdziwiona, że nie pamiętał jej imienia.Dla niej wielkim osiągnięciem było, to że znajdowali się właśnie w hotelu.Ona i Leon Verdas.Tak zgadza się, ten Leon Verdas.Blondynka zaczęła całować jego szyję.Chłopak nawet nie zauważył tego.Myślami był zupełnie, gdzie indziej.Był na planecie, która nazywała się Violetta.Dziewczyna zbliżyła się do jego ust.Pocałowała go namiętnie, tym samym sprowadzając go do rzeczywistości.
-Co ty robisz?!-zapytał ją zdenerwowany.
-A po co tutaj przyszliśmy?!-zapytała.
-Masz rację-powiedział i pocałował ją.Ta zaczęła rozpinać jego koszulę.Guzik po guziku.Chyba wiadomo, co wydarzyło się później.


-Czego chcesz?-zapytała go szatynka.
-Skończyłaś tydzień temu osiemnaście lat.Dlaczego się nie wyprowadzisz?
-Po pierwsze nie mam kasy,po drugie co cię to obchodzi i po trzecie co cię to obchodzi?-zapytała i weszła do szkoły.



-Cześć-powiedział przechodząc obok szatynki siedzącej samotnie na ławce w szkolnym korytarzu.
Nie usłyszał odpowiedzi jednak pomimo tego, usiadł obok niej.
-Co u ciebie?-zapytał przerywając niezręczną ciszę.Znowu nie usłyszał odpowiedzi.
-Możemy pogadać?-zapytał poważnym tonem jakiego dotąd nie znała.Cisza.
-Chcę ci pomóc.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.Wstała i chciała iść jednak on złapał ją za nadgarstek.Violetta zmroziła go wzrokiem i wyrwała rękę z jego uścisku.Szatyn pokręcił głową z dezaprobatą.Lubił jej śmiech.Nawet kiedy śmiała się z niego.Ma ładne oczy.Jezus Verdas o czym ty myślisz?!
Gdy wrócił do domu usiadł na kanapie przy telewizorze.
-Mamo?
-Tak synku?
-Nasz domek jest wolny?No wiesz, ten po cioci?
-Tak, a co?
-Nic-odpowiedział.-A klucze są gdzie?
-W kuchni w górnej szafce.
-Mój kolega mógłby tam się wprowadzić na jakiś czas?
-Leon, czy twój kolega ma jakieś kłopoty?-zapytała wchodząc do salonu.
-Nie, nie.Po prostu chce trochę odpocząć od swoich rodziców.Wiesz nie wszyscy rodzice są tacy jak wy.
-Leon, nie podlizuj się-powiedziała mama śmiejąc się.
-To jak?
-Myślę, że mógłby-powiedziała.


Zadzwonił dzwonek do drzwi.Szatynka wstała z kanapy i podeszła do drzwi wejściowych.Otworzyła je, jednak za nimi nikogo nie było.Rozglądała się, aż w końcu dostrzegła małe pudełeczko.Wzięła je i weszła do domu.W środku były klucze i liścik podpisany-Do Vilu.
Zaczęła czytać.
Violetto!
Wiem, że starasz się mnie unikać,ale musisz wiedzieć, że tak łatwo się nie poddaję.
To są klucze.Klucze do domku, który należał do mojej cioci.Wyprowadziła się i zostawiła go nam.Możesz się do niego wprowadzić choćby dziś.Nie myśl, że ci pomagam, nie lituję się nad tobą.Po prostu.....wiesz muszę kończyć.Nie będę się rozpisywać.Z tyłu jest adres.Domek jest blisko szkoły, także nie martw się o dojazd do niej.
Ps.Nie przyjmuję zwrotów.
                                                                                                                  Kretyn,którego nienawidzisz
Dziewczyna uśmiechnęła się.Jednak po chwili pomyślała, że to niedorzeczne i postanowiła, że następnego dnia odda mu to.Do salonu wszedł Richard.
-Co tam kotku?Jesteśmy sami.Odświeżę się i możemy się zabawić-powiedział całując ją w policzek.
Violetta zaczęła stukać palcami w stół z nerwów.Zawsze to robiła, gdy znajdowała się w trudnej sytuacji, albo kiedy była zdenerwowana.Gdy Richard opuścił pokój, westchnęła.Wiedziała już, co zrobić.


Mężczyzna wszedł do sypialni, gdzie miała być jego przyszywana córka, jednak nie było jej tam.
-Kochanie?-wołał.Nie mógł jej znaleźć.Na stoliku znalazł mały liścik.Pomyślałby ktoś, że napisała na nim: Nie szukaj mnie.Jednak nie, to nie było w jej stylu.Na kartce było napisane:
Pieprz się!

Dziewczyna nareszcie dotarła na wskazany adres.Dom był piękny.Oświetlony kolorowymi lampkami.Znajdował się poza miastem niedaleko szkoły w zacisznym miejscu.Miejsce było otoczone drzewami.Gęsty las dodawał mu tajemniczości i mroku jednak podobał się jej.Był jak ona.Samotny i tajemniczy.Otworzyła drzwi i weszła do środka.Zaświeciła światło i rozejrzała się.Było tu przytulnie i ciepło.Ściągnęła płaszcz i postawiła walizkę obok szafy.Postanowiła rozejrzeć się po domu.Weszła schodami na górę.Było ciemno.Nie mogła znaleźć włącznika światła.Usłyszała jakieś kroki.Jej oddech przyspieszył się.Nie mogła nic zobaczyć.Nagle światło zaświeciło się, a właścicielem tych kroków był nie kto inny jak Verdas.
-Co ty tutaj robisz?!-zapytała zdenerwowana.Poczuła jednak ulgę, że to on.
-Ja też ogromnie cieszę się, że cię widzę-powiedział z sarkazmem.Podszedł do niej i niespodziewanie przytulił ją.Dziewczyna stała sparaliżowana.Jednak po chwili poczuła się bezpieczna jak nigdy.Poczuła woń jego cudownych perfum.Musiała jednak wrócić do rzeczywistości.
-Mogę wiedzieć, co ty właściwie robisz?
-Yyy, nie mogę cię przytulić?Jak przyjaciółkę?
-Nie jesteśmy przyjaciółmi.
-Jeszcze-zaśmiał się.
-Nigdy.
-Pamiętasz co ci napisałem?Nigdy się nie poddaję.Dziwi mnie, że od razu rozpoznałaś, że to ja.Naprawdę jestem, aż takim kretynem?-zapytał, a szatynka po raz pierwszy śmiała się razem z nim, a nie z niego.
-Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie.
-To ja już pójdę.
-Ale
-Ale co?-zapytał.
-Nie mógłbyś zostać?
-Chcesz żebym został?-zapytał śmiesznie poruszając brwiami.
-Nie, po prostu ja...a jeżeli on mnie znajdzie?
-Nie znajdzie cię.Obiecuję.Dziś zostanę z tobą okej?
-Nie, poradzę sobie sama, możesz iść.
-Przestań!
-Co?
-Znowu to robisz!
-Co znowu robię?
-Odpychasz mnie od siebie.Chcę ci pomóc, nie widzisz tego?!
-Leon przestań!
-Co przestań?!Stwierdzam tylko fakty.-powiedział spokojniej.
-Nie umiem zaufać komuś.
-A co z twoją przyjaciółką?
-Nie odzywa się do mnie ostatnio, w ogóle oddaliłyśmy się od siebie.Właściwie to dlaczego ja ci to mówię?!
-Bo mi ufasz.
-Nie.
-Więc zaufaj mi.
-Nie potrafię.Zostawisz mnie samą?
Szatyn westchnął głośno.Wyszedł z pokoju i zamknął delikatnie drzwi.Nie rozumiał dlaczego nie chce mu zaufać.Rozumie, że wiele przeszła, ale to może czas, aby znaleźć osobę, na której będzie mogła polegać?


___________________________________________________________________________
Kolejny rozdział :D
Nie będę się rozpisywać :D
Miłego czytania :D
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco <3








                                                               



sobota, 22 listopada 2014

Rozdział III

Obudziła się słysząc dźwięk zamykanych drzwi.Richard wychodzi-pomyślała.W końcu już zrobił swoje.Była naga więc ubrała się i usiadła na łóżku.Nienawidzę mojego życia.Dziewczyna zaczęła płakać.Dlaczego nie może być tutaj teraz moich rodziców?Po co jechali po ten durny prezent?!-myślała.Zeszła na dół i otworzyła lodówkę.Oprócz przeterminowanego dżemu, nic więcej w niej nie było.Violetta postanowiła zamówić pizzę w tym celu zadzwoniła do pizzeri.Po dwudziestu minutach usłyszała dzwonek do drzwi.Otworzyła drzwi, ale zamiast faceta z pizzą w progu stał nie kto inny jak Verdas.
-Czego chcesz?-zapytała oschle.
-Możemy pogadać?
-Nie-powiedziała i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.Ponownie zadzwonił na dzwonek.Dziewczyna zignorowała to i usiadła na kanapie w salonie.Zaczął ją denerwować nieustanny dźwięk dzwonka.Podeszła do drzwi, otworzyła je i znów usiadła na kanapie.Szatyn wszedł i ostrożnie zamknął je.Usiadł na kanapie obok niej i westchnął.
-Chodzi o to, że-zaczął jednak dźwięk wydawany przez telewizor, który włączyła dziewczyna przeszkodził mu.Wziął drugi pilot i wyłączył go.
-Posłuchaj.Wiem ,że niezbyt mnie lubisz, ale chciałem cię przeprosić za Chrisa.I spytać czy to przez to nie chodzisz do szkoły?
-Nie mogę w to uwierzyć!Sam Leon Verdas mnie przeprasza!-krzyknęła sarkastycznie udając podekscytowaną.-Przeszło mi już-powiedziała obojętnie bawiąc się paznokciami.
-To nie może przejść tak szybko.Wiem, że nadal chowasz urazę do niego i dlatego chciałbym abyś nikomu nie mówiła o tym co się stało na imprezie, bo
-Bo co?!Chris się pewnie już pochwalił, że prawie zaliczył kolejną dziewczynę?!-przerwała mu.
-A ty co?!Wypłakałaś się już swojej matce ?!A może powiedziałaś już swojemu tacie o tym, że on chciał cię zgwałcić?!Może to przez twoich rodziców Chrisa nie ma już od kilku dni?!Nie wiedziałem, że jesteś, aż taką pustą laską!Rodzice cię nie wychowali?!Pewnie są dokładnie tacy sami jak ty?!Tacy sami idioci!
-Wyjdź.
-Bo co?!
-Wyjdź!-krzyknęła głośniej.Szatyn wyszedł, a dziewczyna zaczęła płakać.Jak on mógł powiedzieć coś takiego?!Nie miała już ochoty na żadną pizzę więc poszła na górę i zamknęła się w swoim pokoju.


-Leon!-krzyknęła pani Verdas.
-Tak mamo?-zapytał spokojnie.
-Kolacja.
-Już idę.Rodzina Verdas zasiadła przy stole.
-Załatwiłam ci już korepetycje.W sobotę przyjdzie tutaj ta dziewczyna.
-Ładna chociaż?
-Leon!-krzyknęła matka.
-No dobra, dobra.
-Co tak właściwie robiłeś dziś po szkole?-zapytał go ojciec.
-Byłem u takiej jednej-matka zmroziła go wzrokiem.
-Spokojnie mamo chciałem tylko załatwić z nią pewną sprawę.
-Jaką?
-Dotyczy Chrisa, ale to nie ważne.A tak właściwie, znacie rodziców Violetty Castillo?
-Znaliśmy-powiedziała pani Verdas.
-Jak to znaliście?-zdziwił się Leon.
-Zginęli w wypadku samochodowym, gdy Violetta miała dziesięć lat.Leon zamarł słysząc to, co mówi jego ojciec.
-Jaki ze mnie debil!-krzyknął szatyn.
Wstał i wyszedł z domu nie zwracając uwagi na słowa rodziców.

-Dobry wieczór.Jest Violetta?
-Nie ma i nie będzie!-powiedział surowo facet, który był w szlafroku.
-Jak to nie będzie?-zapytał Leon.
-Po prostu.Do widzenia-powiedział i zamknął drzwi.To było dziwne- pomyślał.Kim był ten facet?
Szatyn poszedł na tył domu.Tam znajdował się balkon pokoju dziewczyny.Przynajmniej taką miał nadzieję.Wdrapał się po drzewie i zeskoczył na balkon.Rolety były zasłonięte.Leon zapukał delikatnie w drzwi.Rolety zaczęły się podnosić, a za nimi ujrzał szatynkę, która była zasłonięta kołdrą.Wytarła łzę, która spływała po jej policzku i podniosła głowę.Kiedy zobaczyła szatyna zamarła.Otworzyła drzwi.
-Co ty tutaj do cholery robisz?!-wyszeptała wściekła.
-Przyszedłem
-Ciszej-powiedziała szeptem przerywając mu.
-Przyszedłem cię przeprosić-wyszeptał.
-Nie chcę twoich przeprosin.Idź już.
-Nie pójdę do póki mi nie wybaczysz-mówili nadal szepcząc.
-Leon...proszę cię.To nie jest najlepszy moment.Mój ojczym jest w domu.
-To był twój ojczym?
-Widział cię?!
-Tak, zadzwoniłem do drzwi i on mi otworzył.
-Musisz już iść-powiedziała i już chciała zamknąć drzwi jednak on uniemożliwił jej to stawiając nogę pomiędzy.
-Violetta nie wiedziałem, że twoi rodzice nie żyją.Gdybym wiedział, nigdy bym tego nie powiedział.Zachowałem się jak ostatni kretyn.Wybaczysz mi?
-Dobranoc Leon-powiedziała i zamknęła drzwi.Szatyn zacisnął pięści.Dlaczego ona w ogóle nie chciała go do siebie dopuścić?Była taka niedostępna.Dlaczego płakała?I w ogóle, dlaczego ona miała na sobie tylko kołdrę?Ma chłopaka czy co?Może dlatego nie chciała go wpuścić.Chłopak ostrożnie zszedł i udał się do domu.


-Wiesz, że cię kocham kotku-powiedział do zapłakanej Violetty.Delikatnie pocałował ją i wyszedł.
Dziewczyna wtuliła się w poduszkę i zaczęła płakać.Ubrała się w piżamę.Po co Verdas tutaj przyszedł?Nie dość kłopotów ma przez niego?!Gdyby Richard zobaczył go w jej pokoju...Dziewczyna wzięła laptopa i weszła na facebooka.Chciała znaleźć zdjęcie, to które Leon wstawił, aby zobaczyć komentarze.Przeczytać je.Chociaż wiedziała, że nie są miłe.Jednak nie mogła go nigdzie znaleźć.Usunął je?To niemożliwe-pomyślała.Jednak to była prawda.Leon usunął je.Jutro musi iść udzielać korepetycji synowi dyrektorki.Zgodziła się, bo w końcu to dyrektorka.Miała nadzieję, że nie będzie to jakiś tępy kretyn.Odłożyła laptopa i okryła się kołdrą.Zasnęła.


Następnego dnia Verdas obudził się dosyć wcześnie jak na niego oczywiście.Była sobota.Zwykle w soboty chodził na imprezę jednak dziś nie miał ochoty.Wiedział, że jeśli nie zostanie matka będzie na niego wściekła, bo dziś ma przyjść ta dziewczyna od korepetycji.Jego pokój był w bardzo złym stanie.Wyglądał jakby huragan po nim przeszedł.Wszystkie ciuchy leżały na podłodze i na łóżku.Do pokoju weszła matka Leon.
-Leon masz to natychmiast posprzątać.Chyba nie chcesz mi narobić wstydu przed tą dziewczyną.
-Mamo, to tylko pokój.Błagam cię.
-Już wiem kto to-powiedziała pani Verdas.
-No kto?Królowa angielska?-zapytał ironicznie.
-Z resztą, co ja ci będę mówiła.Masz posprzątać tutaj Leon-powiedziała i wyszła.Chłopak jednak usiadł przy laptopie i nałożył słuchawki.Usłyszał głośne walenie w drzwi.
Otworzył drzwi.Przed nimi zobaczył wściekłą matkę.
-Pukam i pukam, a ty nie raczysz mi nawet otworzyć.
-Miałem słuchawki na uszach.
-Przyszła już.Jest na dole-powiedziała i zeszła na dół.Leon ubrał kapcie i zaczął schodzić po schodach.
-Violetta to mój syn-powiedziała pani Verdas i wskazała na?Puste schody, bo Leona już na nich nie było.Wszystkie rzeczy pozbierał i wrzucił do szafy.Ledwo ją domknął.Wskoczył do łazienki i ogarnął się.Umył zęby i przebrał się.Po chwili wrócił do salonu.
-Jestem powiedział.Gdy Violetta zobaczyła kim jest jej "uczeń" zamarła.
-To idźcie na górę, ja przygotuję wam coś do jedzenia-oznajmiła mama Leona.
Violetta podniosła się i ruszyła na górę.
-Powiedz mi dlaczego zawsze muszę trafić na ciebie?-zapytała go siadając na kanapie.
-Może to przeznaczenie?-zapytał ją po czym roześmiał się.Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą.Wyciągnęła zeszyt i książkę do matematyki.Przez dwie godziny próbowała mu wbić do głowy na czym polega pierwiastkowanie i potęgowanie pierwiastków.Zdziwiło ją to, że dobrze rozwiązał dziesięć zadań na czternaście.Była zaskoczona tym, że udało jej się go czegoś nauczyć.
-Odprowadzę cię-powiedział Leon, gdy wychodziła.
-Nie, sama sobie poradzę-powiedziała oschle.
-Odprowadzę cię-powiedział ponownie.
-Możesz się ode mnie odczepić?Umówmy się tak:Poza korepetycjami nigdy więcej się nie zobaczymy.Ja dam spokój tobie, a ty dasz spokój mi.Nie będziesz się wtrącał w moje życie i po korkach znikniesz z niego raz na zawsze okej?!
-Dlaczego nie możemy być nawet przyjaciółmi?!
-Wiesz, że w twoim i moim przypadku to niemożliwe-powiedziała i wyszła z domu.
Szatyn wybiegł za nią.
-Właściwie czemu gdy ostatnio do ciebie przyszedłem byłaś naga?-palnął bez namysłu.
-Nie twoja zasrana sprawa!-krzyknęła mu prosto w twarz.Chwycił ją za nadgarstek.Dziewczyna zatrzymała się i odwróciła się do niego.
-Chcesz wiedzieć?!Naprawdę tego chcesz?!
-Tak właśnie tego chcę!
-Mój ojczym molestuje mnie odkąd mam dziewięć lat,za każdym razem sprawia mu to większą przyjemność.Moja ciotka ma problemy psychiczne i gdy jej to powiedziałam nie uwierzyła mi.Nikt nigdy mi nie uwierzył.Gdy miałam trzynaście lat ciotka i ojczym załatwili mi psychologa, który postawił diagnozę, że mam problemy z psychiką.Od tamtej pory wszyscy uważają mnie za wariatkę, więc gdybym poszła na policję i tak nikt by mi nie uwierzył.I co?!Lepiej ci teraz?!
-Violetta ja, ja nie wiem co powiedzieć.
-Nic nie mów.Chciałeś wiedzieć to teraz już wiesz, dlaczego nie pałam sympatią do wszystkich, a teraz odczep się ode mnie!-krzyknęła i odeszła.Po prostu odeszła.
_____________________________________________________________________________
Rozdział numer trzy już jest! :D
Mam nadzieję, że wam się spodoba! <3
Życzę miłego czytania! ;D
Tini Blanco <3






czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział II

-A co tam u naszej sprzątaczki?-zapytał ze śmiechem Christoper-przyjaciel Leona.
-Wiesz jakoś mnie to nie obchodzi.Mam to gdzieś.-odpowiedział szorstko szatyn.
-Idziesz dziś na domówkę do Suzy?
-Nie wiem, może-odpowiedział obojętnie.
-Jak to nie wiesz?Myślałem, że Suzy i ty no wiesz...
-Kurwa raz ją przeleciałem  i od razu mamy być parą.Może się jeszcze z nią ożenię co?!
-No, a chociaż fajnie było?
-Błagam cię.On by to pamiętał?!Już tyle lasek przewinęło się przez jego łóżko.Nie zdziwiłabym się, gdyby nawet woźną przeleciał-wtrąciła się Violetta przechodząc obok nich.
-Nie bój się tobie to nie grozi!-krzyknął Verdas próbując się odgryźć.
-Przestań, bo się zarumienię!-krzyknęła sarkastycznie.
-Boże, nienawidzę jej.
-Czy ja wiem.Nawet niezła jest-powiedział podchodząc do nich Diego.
- Ja pierdole z kim ja żyję?!-powiedział i ruszył do wyjścia ze szkoły.Wagary?Może być.Stwierdził, że i tak przejdzie dalej, bo jego matka to dyrektorka tej budy.Ruszył w stronę domu jego 'znajomej' -miał ochotę się trochę zabawić.

Puściłam kolejną piosenkę.Suzy wynajęła mnie jako hm? Didżejkę?W sumie to nie wiem czemu się zgodziłam.No tak już wiem.Kasa.Potrzebuje kasy.Moja ciotka mi nie pożyczy, a Richard-nic od niego nie chcę.Zdziwiłam się, że mnie zaprosiła, ale okej, nic nie mówię.Dziewczyna poszła do łazienki, a tam spotkała Christopera- tego idiotę.Stanął jej na drodze, chciała go wyminąć jednak on przyparł ją do ściany i pocałował.
-Wiesz?Jesteś cholernie seksowna.Nie słuchaj tego, co mówi Verdas.On się nie zna, to idiota i tyle.
-Zostaw mnie!-próbowała krzyczeć jednak on zatkał jej usta.
-Daj spokój wiem, że tego chcesz-mówił pomiędzy pocałunkami.Zaczął rozpinać jej bluzkę.Próbowała się wyrywać jednak był zbyt silny.Mocno ścisnął jej pośladek, co ją zabolało.Pozbawił ją bluzki, i gdy już miał ściągać jej dolną garderobę do łazienki wszedł Verdas.Zamarł, gdy zobaczył ich razem.Zobaczył, że Violetta płacze.
-Chodź Leon, zabawimy się z nią-powiedział ze śmiechem nadal zatykając jej usta ręką.
-Pojebało cię czy co?!Zostaw ją!-oderwał przyjaciela od niej.Violetta ubrała bluzkę i wybiegła z domu.Leon pobiegł za nią.
-Czekaj!-krzyknął biegnąc za nią.
-Odwalcie się ode mnie!Nienawidzę was!Nienawidzę ciebie i tych pieprzonych gnojków!Nienawidzę mojego życia!-płakała jednocześnie krzycząc.Chwycił ją za ramiona jednak ona wyrwała się mu i uciekła.Szatyn nie rozumiał jak Chris mógł to zrobić.Okej niby się z niej śmiali, ale jest pewna granica.Bez przesady znowu.Jak laska nie chce to znaczy ,że nie chce.Postanowił wrócić do domu.Nie miał ochoty na spędzanie czasu w ich towarzystwie.


-Castillo?-zapytała nauczycielka sprawdzając obecność.
-Nie ma-powiedziała jej przyjaciółka.Szatyn spojrzał na ostatnią ławkę, w której powinna teraz być.Nie było jej już od kilku dni.Był zaskoczony, bo myślał, że to taka wzorowa uczennica.Tylko dlaczego nie było jej w szkole?Nie no, nie żeby się martwił czy coś on tylko przecież jest bardzo ciekawy powodu dla, którego nie było szatynki.
-Verdas mam ci zaproszenie wysłać?-zapytała nauczycielka wyrywając Leona z myślenia o niej.
Leon rozejrzał się po sali i nie pewnie podszedł do tablicy, aby rozwiązywać zadania, których i tak nie rozumie.Jego mama ma zapisać go na korepetycje, ale Verdas nie zamierza na nie chodzić..
Jakaś kujonka będzie mu truła o jakiś związkach chemicznych, jakiś pierwiastkach i w ogóle.Nauczycielka była zdziwiona, bo tym razem Verdas nie dodawał swoich zbędnych niemiłych komentarzy...



-Violetta zejdziesz na obiad?
-Nie, nie jestem głodna.
-Vilu zejdź
Dziewczyna nie odezwała się już.Usłyszała trzask drzwi.Richard  wrócił-pomyślała.
Nienawidziła go.Zniszczył jej całe życie.Nadal niszczy.
-Violetta wychodzę do przyjaciółki.Wrócę niedługo kochanie!-krzyknęła Rachel.Violetta wiedziała, co to oznacza.Ona i Richard sami w domu?To nie wróżyło niczego dobrego...


___________________________________________________________________________
I oto kolejny rozdział...
Nie wiem czy się spodoba, ale mam cichą nadzieję, że tak ;)
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział I

-To twoja wina!-krzyknął Leon Verdas-kolejny idiota stawiany na mojej drodze.
-Tak , ja też bardzo się cieszę, że spędzimy razem trzy godziny, bo ty oczywiście nie mogłeś odpuścić-odpowiedziałam.
-Ja?!Ja nie mogłem?!To tobie zachciało się kablowania kretynko!
-Nie, najlepiej byłoby gdybym stała i patrzyła jak go bijecie!
-Akurat tak się składa, że nikt cię tam nie zapraszał.Wcale nie musiałaś stać i patrzeć, mogłaś sobie po prostu iść, ale nie tobie zachciało się być wzorową uczennicą.To przez ciebie musimy teraz tutaj siedzieć.Sory, ale moim największym marzeniem nie jest siedzenie tutaj z tobą.
-Wiesz co?!Odwal się ode mnie.To nie moja wina!I tak moim marzeniem jest siedzieć tutaj z tobą, bo na pewno nie mam nic lepszego do roboty.
-A co byś robiła?Czytała biblię.Nie czekaj wiem.Zastanawiałabyś się jakim jeszcze sposobem zniszczyć mi życie.
-Nienawidzę cię-powiedziała zaciskając pięści.
-Popatrz jaki zbieg okoliczności.
-Powiedz mi jedno.Dlaczego ludzie tacy jak ty musieli się urodzić?!Żeby uprzykrzać życie takim osobom jak ja?!Już miał jej odpowiedzieć kiedy do sali weszła nauczycielka.
-Najpierw posegregujecie te papiery,potem tamte,potem jeszcze jedne i tak dalej.Postawiła przed nimi siedem stosów papierów i wyszła z klasy.Violetta była wściekła.Nie rozumiała, dlaczego to ona miała odbywać karę.Przecież poinformowała tylko nauczycielkę o bójce, to nie ona biła tego chłopaka.Jednak nie, pani psycholog tego nie akceptuje.Uważa, że powinni być zgraną klasą, a nie donosić na siebie nawzajem.Zgraną klasą?!To nie możliwe.Violetta poza swoim przyjaciółką nikogo więcej nie ma.A Leon?To najpopularniejszy chłopak w całej szkole.Dziewczyna zauważyła, że Leon oparł się wygodnie o krzesło i wyciągnął telefon.
-Mogę wiedzieć co robisz?
-No wiesz posługuję się telefonem.Aha czekaj ty nie wiesz, co to telefon.Telefon komórkowy to takie małe urządzenie dzięki, któremu ludzie tacy jak ja mogą dzwonić, smsować i tym podobne.
-Wiesz jakoś nie grzeszysz inteligencją.Gdybyś był faktycznie takim geniuszem jak ci się wydaję to wiedziałbyś, że ludziom takim jak ty, czyli idiotom telefonów nie sprzedają.No ba nawet do sklepów was nie wpuszczają.
-Ludziom takim jak ja nie każą czekać w kolejkach i dziękują za to, że przyszło się do ich sklepu wiesz?
-No racja przecież oni mają okazję zobaczyć największego kretyna i idiotę na świecie.
Violetta nie słuchała go już.Chciała jak najszybciej skończyć i iść do domu.Te trzy godziny ciągnęły  się jak nigdy.Z pośpiechem wyszła z klasy trzaskając drzwiami, co nie umknęło uwadze nauczycielki.
-Castillo! Dziewczyna odwróciła się w jej stronę.-Skoro jesteś taka pełna energii to znajdzie się jeszcze coś dla ciebie.Umyjesz wszystkie podłogi w szkole, a jak po tym nadal będziesz pełna życia to jeszcze coś wymyślę.
Dziewczyna usłyszała głośny śmiech.Doskonale wiedziała do kogo on należy.Nauczycielka spojrzała na Leona, który nie powstrzymywał się od niepotrzebnych komentarzy.
-Leon!
-Tak?
-Pomożesz jej!
-Ale
-Nie ma żadnego ale.
-Błagam, ja sama dam sobie radę, tylko niech on mi nie pomaga proszę.
-Pomoże ci i koniec kropka.
Po chwili Violetta wycierała już podłogę na korytarzu.
-Wiesz z tym mopem w ręku ci do twarzy.Naprawdę wyglądasz na profesjonalistkę w tym co robisz.
Dziewczyna nie zwracała na niego uwagi.Nie prosiła go nawet oto, aby jej pomógł.Wiedziała, że to niemożliwe.Po półtorej godziny wyszła ze szkoły.Szła chodnikiem, gdy nagle poczuła zimną wodę. która zaczęła po niej spływać.
-Kretyn!-krzyknęła do Verdasa, który odjechał.Cała zmoknięta wróciła do domu.
-Violetta?
-A kto jak nie ja
Dziewczyna zamknęła się w pokoju i przebrała.Ułożyła się wygodnie na łóżku i sięgnęła po laptopa.Włączyła facebooka i zamarła.Na stronie było zdjęcie jak wycierała dzisiaj podłogę, a podpis?"Nasza nowa sprzątaczka, dobrze zna się na tym, co robi"Dziewczyna wpadła w furię.Dobrze wiedziała kogo to sprawka.
-Violetta, stało się coś?
-Wszystko w porządku.
-Zejdź na dół, przyszli do nas moja znajoma wraz z synem.Jest w twoim wieku.
-Zaraz.
Violetta doprowadziła się do porządku i ruszyła na dół po schodach.W salonie zobaczyła ciocię Maddie i bardzo ładną kobietę.Rozmawiały i śmiały się równocześnie.Dziewczyna postanowiła napić się soku.W tym celu ruszyła do kuchni.
-To ty?!
-To ty?!-zaczął ją przedrzeźniać 
-Ty idioto!Jak mogłeś wstawić to zdjęcie?!Myślisz, że to takie śmieszne?!
-Powiedzmy sobie szczerze.To jest bardzo śmieszne.A widziałaś ile masz polubień i komentarzy?
-Tak są na pewno pozytywne racja?!
-Oczywiście.Znaczy w pewnym sensie.Wiesz jak na sprzątaczkę jesteś całkiem całkiem.
-Nienawidzę cię!-krzyknęła i wybiegła z domu.Szatyn roześmiał się.Nie wiedział jeszcze, że później będzie żałował, że kiedykolwiek ją obraził.
_____________________________________________________________
Hejooo! :D
Oto pierwszy rozdział :D
Beznadziejny ,ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :D
Życzę mam nadzieję (miłego czytania) :D
Pozdrawiam! 
Tini Blanco <3

poniedziałek, 10 listopada 2014

Prolog

Jak to jest?Zgrywać twardzielkę chociaż w środku być wrażliwą i mającą uczucia dziewczyną?
Cóż odpowiem wam na to pytanie.Źle.Jednak nie mogę sobie pozwolić żeby ktoś mnie za taką uważał.Zwłaszcza on.Mieszkam z ciocią i ojczymem, który wyjechał na dwa miesiące.Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałam dziesięć lat.Wcześniej rozwiedli się i mama znalazła nowego partnera, a wypadek to był przypadek, że byli razem w samochodzie.Jechali po prezent dla mnie na święta....i już nie wrócili.Wyprowadziłam się wtedy z ciocią i Richardem do Buenos Aires.Moje życie było jedną wielką porażką.Z resztą nadal jest.Dzisiaj mam 17 lat.Chodzę do liceum, jestem w klasie trzeciej.Nie mogę się doczekać, aż wreszcie skończę szkołę i będę mogła wyjechać stąd.Daleko od tych wszystkich problemów, daleko od........niego.
_____________________________________________________________________________
Hello! :D
Oto mój nowy blog.
Zaskoczeni?
Mam nadzieję, że tak, bo taki miałam zamiar.
To mój drugi blog, dlatego rozdziały będą dodawane po kolei.
Raz na jednym, a raz na drugim.
Oto prolog.
Niedługi, ale to dlatego, że nie potrafię pisać dobrych prologów xD
Mam nadzieję, że nowe opowiadanie spodoba się wam.
Pozdrawiam! :D
Miłego czytania! :D
Tini Blanco <3